poniedziałek, 27 października 2014

I PZU Cracovia Półmaraton Królewski

   

 Wracam do Krakowa biegać. W tym mieście miał miejsce mój debiut maratoński, i było bardzo fajnie, to czemu by nie pobiec połówki. Bilety na autobus kupione, wyjazd o 4:45 rano w niedzielę. Kilka dni przed wyjazdem, dostaję zroszenie od Wrocławskiego Sklepu Biegacza na "Nocny Bieg Po Rekord" czyli najszybszą dychę w historii. Start 2:00 w nocy, bieg spokojnym tempem 10 km, tak aby zameldować się znów przed sklepem zaraz po 2:00 Fajna sprawa, więc czemu nie. Zgłaszam chęć przybycia i przed północą spakowany na dwa biegi jadę na Wrocław. W całej akcji uczestniczy koło 40 osób. Startujemy po krótkiej rozgrzewce i spokojnie biegniemy w stronę stadionu. Tam kilka zabaw biegowych, i wracamy do sklepu 16 minut po 2:00 a na liczniku 10 km.  Oto jak można wykorzystać zmianę czasu. 


          Przebieram się w samochodzie i jadę na dworzec. Muszę znaleźć dobre miejsce do parkowania, żeby po powrocie daleko nie chodzić. O 3:00 nad ranem nie ma z tym problemu. Mam jeszcze trochę czasu. Radio brzdąka smuty dla tych cierpiących na bezsenność, po ulicach kręcą się nocni imprezowicze wracający z baletów. Noc jest bezchmurna ale zimna,  czyli warunki do biegania powinny być wyśmienite, co potwierdza portal pogodowy. 11 stopni i słońce. 
          Stoję na peronie, prócz mnie może kilka osób jeszcze. Wsiadam do autobusu, rozkładam fotel i zasypiam niemal natychmiast. Trzy godziny i dziesięć minut trwa jazda autobusem i mój sen. Teraz trzeba się dostać do Biura Zawodów. Kawałek na piechotę, tramwaj i jestem na stadionie Wisły Kraków. Odbieram pakiet startowy i idę się przygotować. Pogoda taka jak zapowiadali, ale trochę wyżej, bo na dole spora mgła i dość chłodno. Gotowy do biegu oddaję rzeczy do depozytu. Fotka dla potomnych i .... spotykam Piotrka. Właściwie to On spotyka mnie. Umówiliśmy się pod pomnikiem Mickiewicza na pół godziny przed startem, ale wyszło inaczej. Jest z Nim Joasia. No to na start pójdziemy razem, Na rynku coraz więcej biegaczy. Spotykamy brata Piotrka i jeszcze kilka osób. Do 11:00 jeszcze 40 minut, trzeba się poruszać. PZU prowadzi akcję Podziel się kilometrem. Która idealnie pasuje na rozgrzewkę. Pod namiotem stoją bieżnie mechaniczne i każdy może w dowolny sposób naklepać kilometrów, za które PZU przekaże pieniądze na leczenie chorych dzieci. Ruszam zatem w stronę namiotu, tłumu nie ma a zebranych kilometrów też nie jest tak wiele, jak na dwa dni akcji. 262 km. Dorzucam swoje dwa i jestem rozgrzany. Wracam Do Piotra i Joasi.  Zdjęcie, toaleta i udajemy się w swoje strefy czasowe.


          Zegar wybił jedenasty raz, i trębacz zaczął grać hejnał Mariacki, strzał i biegniemy, ja i 3743 pozostałych połykaczy kilometrów. Bez planu, ale po cichu licząc na małą poprawę czasu 1:58:22. Mam jeszcze w nogach górskie bieganie z przed dwóch tygodni, nocną dyszkę i mało snu, więc postanawiam się nie napalać. Trasa startuje z Rynku w stronę Błoni koło stadionu Wisły a następnie Cracovii wracając znów na Rynek. W koło Zamku Królewskiego, bulwarami nad Wisła znów obok Błoni na metę na stadionie Wisły. Do 15 km nie jest źle, potem zaczyna się bieg głową. Głowa chce utrzymać tempo, ale nogi są innego zdania. Kilka zbiegów i podbiegów na Bulwarach i mamy 18 km. Patrzę na zegarek i wiem już, że jeśli nic się nie stanie, to będzie nowy rekord. Widać już bramę z napisem meta, przyspieszam a tu jeszcze mała "agrafka" na sam koniec. Kurde trzeba będzie jeszcze trochę pociągnąć. Ostatnia prosta i wpadam na metę. Na zegarku 1:56:58. Dostaję medal, folię, banana, wodę, izotonik i batona. Idę po rzeczy do depozytu i pod prysznic. Siadam zmęczony i bardzo szczęśliwy, że się jednak udało pobić własny rekord. Nawet zaczynam się głośno śmiać. Woda, potem rozciąganie a następnie zjadam wszystko co mam. Prysznic i spotykam się z Joasią Rurzą i Piotrem. Joasia też z życiówką. Idziemy coś zjeść i wypić. 17:15 odjeżdża autobus z dworca do domu, odpływam natychmiast.


           Bardzo udany debiut PZU półmaratonu w Krakowie, zwłaszcza dwa razy Rynek. Wszystko dobrze zorganizowane od szatni przez całe biuro po zejście z mety. Warto ustawić sobie na przyszły rok ten półmaraton na zakończenie sezonu. Wrócę, tylko czy za rok ? Dziękuję Piotrkowi Joasi i Rurzy za fajne spotkanie i przemiłe towarzystwo. Mam nadzieję, że spotkamy się znów przy okazji biegania. 








1 komentarz:

  1. Marcin :)
    gratulacje za życiówkę, i to po nocnej dysze na dodatek :) !
    Również i ja dziękuję za spotkanie i oby do zobaczenia w BB
    Miło było wczoraj razem :)

    OdpowiedzUsuń