wtorek, 30 grudnia 2014

To se newrati - czyli jak było w 2014

               


                 Kończy się ten rok, ten który był przełomowym dla mnie jeśli chodzi o bieganie. Do tej pory coś tam szurałem, ale w tym roku to się zmieniło. Zaliczyłem swój pierwszy maraton w Krakowie. Świetna atmosfera, fajna trasa i przegląd całej pogody. Byli znajomi na trasie, i rodzina na mecie, były łzy i radocha, a potem .... potem się posypało. W sumie 17 razy stawałem na starcie imprez masowych. Tych największych w kraju i tych lokalnych. Spróbowałem wspinaczki na Sky Tower, czyli pędzikiem po 1142 schodach, sprawdziłem się w błocie pod zasiekami na Runmageddonie, Wystartowałem w biegach górskich, w tym Ultra Maraton Bieszczadzki, który do dzisiaj wspominam  z wielkim i szczerym uśmiechem. Wygraliśmy wtedy z Niemcami w gałę, a następnego dnia po raz pierwszy truchtałem po magicznych Bieszczadach. Za każdym razem mijając metę, czy wracając z treningu do domu czułem się szczęśliwy i zadowolony, wiedząc, że to jest to, że to pasja, która mnie pochłonęła i pochłania w dalszym ciągu. Spotkałem się z wieloma znajomymi. Z niektórymi po raz pierwszy w realu, z innymi po raz kolejny, a niektórych poznałem dopiero mając 35 lat. Zrzuciłem trochę balastu, jakieś 30 kg i z całą szczerością stwierdzam - jest mi dobrze, tak mi rób. Mam nadzieję, że rok 2015 będzie jeszcze lepszy. Nowi znajomi, nowe biegowe ścieżki, nowe medale, nowe rekordy, nowe wspomnienia i kolejne pokonane przeszkody, o których jeszcze rok temu mówiłem imposible. Żeby tylko zdrowie było, czego i Wam życzę na nadchodzący nowy rok 2015. Do zobaczenia na trasie :)

P.S Przygotowałem krótkie foto podsumowanie, może ktoś się znajdzie na zdjęciach.




wtorek, 23 grudnia 2014

Świąteczne Życzenia


             Każdy kto kocha sport, niezależnie od dyscypliny, ma swoje małe marzenia. Biegacze marzą o butach, kolaże o rowerach, triathloniści o jednym i drugim i jeszcze o fajnej piance. Nie zależnie od uprawianej dyscypliny, nie zależnie od tego ile czasu na to poświęcacie, życzę wszystkim, aby spełniły się Wam te marzenia. Buty, rowery, sanki, kaski, rolki, pianki, pakiety sportowe, ubrania, kije do nordic walkingu, karnety na siłownię czy na aerobik, rakiety do tenisa, piłki, korki, ochraniacze, kije baseballowe, stoły do tenisa, hantle, drążki, kajaki,  bilety na mecze i inne imprezy sportowe, łyżwy, płetwy, rękawice, deski snowboardowe, i wszystko czego tu nie wymieniłem a chcielibyście mieć, niech się stanie. Ale przede wszystkim zdrowia. Tej podstawowej rzeczy, bez której to to wszystko stanie się bezużytecznym złomem. Pamiętajcie, że o zdrowie trzeba dbać. Więc raz jeszcze życzę Wam zdrowych i wesołych Świąt oraz Szczęśliwego Nowego Roku.

niedziela, 21 grudnia 2014

Biżuteria w obwodzie czyli wyginam śmiało ciało

     

           W czasie roztrenowania, czyli w okresie w którym biegam mniej, staram się trzy razy w tygodniu pójść na salę i poćwiczyć. Trening obwodowy, czyli stacyjki. Nie chodzę sam, mam wspomożenie silnej ekipy. Tadek i Wiesiek. Solidna paczka, mówię Wam, ale kategoria o piętro wyżej czyli M40 J Na początku jest rozgrzewka. Biegamy 15 minut spokojnie, potem 5 minut szybko, a kiedy głowa zaczyna wysyłać informacje, że wystarczy, jeszcze szybciej i na koniec ile fabryka dała. Tak rozgrzani jesteśmy gotowi do dalszego działania.  Następuje burza mózgów i po krótkiej naradzie mamy ustalone stacje. Będzie ich 12. Przysiady z wyrzutem piłki lekarskiej, pompki, brzuchy, wskoki, burpees, backextension z rozpiętkami, skakanka, worek treningowy, biceps, triceps, spacer samuraja pajacyki itp itd. Na każdej stacji 30s w równym tempie, przejście i następne. Do niektórych ćwiczeń potrzebne będą hantle, ale siłownia jest zapchana, a oddział siłaczy nie będzie się chciał podzielić. Wiesiu bierze ich pod włos i bezpardonowa wpada na siłownie od drzwi rzucając pytanie
- panowie, biżuterią ćwiczycie ?
- nie, nie (lekkie oburzenie)
- ok, bierzemy wszystko od 2 do 9 kg, narka


    






         Pierwsza seria jakoś leci. Druga jest już lepsza. Trzecia daje już w kość, a czwarta dobija Cię i sprawia ciemność. Pajace robimy już ledwo co, a jak jeszcze mamy trochę siły, to przy ostatniej serii można dodać jeszcze 2x30sek co kto chce. Teraz to już jestem bliski wymiotów. Żeby tego było mało to jeszcze się robi luz na siłowni, i tam kolejne 15 minut J Za każdym razem zadajemy sobie to pytanie – po co ? Po jakiego grzyba dorośli ludzie zaraz po pracy, zamiast jechać do domu napić się kulturalnie piwa i obejrzeć coś w tv, idą na siłownię i halę i na własne życzenie tyrają się do upadłego. No po co ? Szczerze mówiąc nie zagłębiałem się w to, bo to uczucie kiedy leżysz na parkiecie z tętnem 180 a japa Ci się cieszy od ucha do ucha jest tak cholernie uzależniające i tak zajefajne, że myślisz już tylko o środzie i piątku.  Polecam wszystkim ten rodzaj treningu, ale koniecznie ze znajomymi, samemu nie ma tak ogromnej determinacji.


                Po takich 90 minutach szalonej mordęgi należy się coś od życia, więc idziemy na saunę. Zimna woda spina mięśnie, sauna je rozluźnia i tak 3 rundki z sauny do basenu z zimną wodą plus inhalacje i leżaczek 20 minut i jesteś gotowy aby móc wszystko zaczynać od początku.  Wracam do domu naładowany jak akumulator na zimę, gotowy żeby nie zawieść nawet w najcięższy mróz.