sobota, 22 listopada 2014

BRODA 007 - licencja na bieganie

         

           Ostatnimi czasy o bieganiu mówi się więcej, niż byśmy sami chcieli. I żeby to jeszcze było o wynikach naszych reprezentantów, to byłoby świetnie, ale niestety chodzi o całkowicie inne tematy. Najpierw była sprawa czarnoskórych biegaczy, którą Sebastian Ogórek opisał w październiku na Biztok w artykule "Kenijczyk za 4 tys. zł Tak się zarabia na bieganiu w Polsce". Niedawno świat dowiedział się o tym, że Rita Jeptoo, zwyciężczyni maratonów w Chicago i Bostonie brała EPO, a chwilę później pokazał się artykuł "Kenia na dopalaczach", w którym autor, Jakub Ciastoń wspomina  o tym jak przed Igrzyskami w Londynie w 2012 roku niemiecka telewizja ARD wypuściła film, w którym " Mathew Kisorio, skruszony maratończyk, jeden z pierwszych Kenijczyków przyłapanych na dopingu, opowiada, że nielegalne wspomaganie EPO w jego ojczyźnie staje się powszechne. Biegacze korzystają z tego, że słabo działają kontrole antydopingowe, że łatwo zaszyć się w górach i odciąć od świata."
           To co teraz dzieje się na naszym podwórku może nie jest aż tak bulwersujące, ale mocno wkurza chyba wszystkich biegaczy. PZLA stwierdził chyba, że skoro tak popularne stało się bieganie, to trzeba na tym jakoś zarobić, no i wymyślili, że będziemy mieć licencje. Sporo możecie przeczytać na stronie Festiwalu Biegowego, gdzie dość dokładnie jest opisane w jaki sposób PZLA chce, ładnie mówiąc, usystematyzować biegi w Polsce. Każdy ma prawo mieć swoje zdanie, mam i ja. Nie zgadzam się, nie chcę, nie muszę bo.... mam blisko do naszych południowych sąsiadów, a tam jest całkowicie wystarczająca ilość biegów pasująca mi pod wieloma względami. Mam na myśli biegi górskie przede wszystkim. Są piękne góry, wysoki poziom sportowy, bardzo tanie opłaty i jak to ładnie ujął wczoraj Artur Żak na fanpage'u BiegiGorskie.eu "Ja i tak wybieram z reguły biegi u sąsiadów, bo jest taniej i mniej skomplikowane procedury rejestracji, tzn. jakieś zapisy na rok przed biegiem, spore skoki wpisowego na przestrzeni tego okresu. A tam w większości biegów jest tak... przyjeżdżam, płacę, przebiegam, powracam... nieskomplikowane 4 x P".
            Nie jest to oczywiście rozwiązanie sytuacji w jakiej stawia nas biegaczy PZLA, zwłaszcza, że nie wszyscy mają tak blisko do Czech czy Słowacji. Jednak jestem dobrej myśli, bo Polak potrafi, i na pewno znajdzie wyjście z tej sytuacji. Pierwsze co mi do głowy przychodzi to zakładanie firm za granicą i organizacja imprez w Polsce. Nie wiem jak to będzie wyglądać od strony prawnej, ale jak nie drzwiami to oknem, bo jak nie my to kto ?
             Oczywiście to wszystko to tylko przypuszczenia, bo prawda jest taka, że potrafimy krytykować, zanim coś dobrze poznamy. Pożyjemy zobaczymy jak mawia klasyk, ale chyba lepiej być optymistą :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz