Właściwie to w ostatniej chwili zdecydowałem się, że pojadę połazić po naszych górach. Szczerze mówiąc nie mogłem usiedzieć na tyłku, a że nie chciałem jeszcze biegać, to taka alternatywa wydawała się dość dobra. Oprócz mnie jedzie jeszcze 9 osób. W sobotę wieczorem szykuje najważniejsze rzeczy do plecaka i jestem gotowy. Startujemy 5:20. Odjazd 6:17 z dworca głównego w Wałbrzychu. Właśnie się dowiedziałem, że jest :) Są już wszyscy, więc montujemy się w pociągu do Jeleniej Góry. Na start naleweczka wiśniowa Janusza i Uli. Doskonała recepta na to, żeby i tak świetnie zapowiadający się dzień był jeszcze lepszy. Wiśniówka pierwsza klasa. W Jeleniej przesiadamy się do pociągu do Szklarskiej Poręby. To była przesiadka ze starej Astry do nowej Audi. Ciszej, przyjemniej, czyściej i wagon nie chciał się rozpaść na skrętach. Ten kawałek drogi mija na rozprawianiu czy będzie mgła, czy też nie będzie. Na miejscu w Szklarskiej wiemy już, że nie będzie. Niebo jest czyste, przejrzystość bardzo dobra, widoczność pozwalająca zaspokoić wszystkie zmysły estetyki, czyli te odpowiadające za ohy i ahy, które słychać już po kilku pierwszych kilometrach, kiedy wyłania się pierwsza panorama otaczających nas Karkonoszy.
Zanim dobrze weszliśmy na szlak, wszyscy pozbyli się wierzchniej warstwy odzieży. Spokojne tempo pozwala zauważyć o wiele wiele więcej, niż w czasie biegów górskich, kiedy patrzysz pod nogi jak masz je stawiać, a nie bardzo jest kiedy rozglądać się na boki. Pierwszy postój mamy w schronisku Szrenica. Kurde, Janusz ma jeszcze rum. Oj będzie się działo. Część pije piwko, wszyscy jedzą kanapki i ruszamy dalej. Kolejny postój w schronisku Odrodzenie.
Wciąż dziarskim żwawym krokiem ruszamy ze schroniska Szrenica na czerwony szlak w kierunku Śnieżki. Rum to był strzał w dziesiątkę, bo humory dopisują wszystkim, a pogoda i widoki jeszcze to wszystko wzmacniają. Trzy Świnki, Śnieżne Kotły, Wielki Szyszek i druga przerwa, nieco dłuższa. Zamawiam szarlotkę, Damian naleśniki a wszyscy po piwku. Pogoda wciąż dopisuje, wyzwalając co chwilę jęk zachwytu na widok wspaniałej panoramy, ciągnącej się tak daleko, że trudno dostrzec już jakiekolwiek szczegóły. Siedzimy na tarasie, jest bardzo wesoło, a Janusz wyciąga smalczyk. Skwareczki odpowiedniej wielkości, równiutkie. Grubo smaruje pajdę. Ślinka cieknie, więc korzystamy wszyscy z zawartości pudełeczka i każdy próbuje domowego wyrobu z kuchni Janusza i Uli. Dowiadujemy się, że ma w domu jeszcze trzy słoiki i rum. Przed wyjściem jeszcze piwko i w górę w stronę kolejnego postoju w Domu Śląskim.
Wspinamy się w górę, mijamy Słoneczniki i docieramy na równinę przed Śnieżką. Widok na Śnieżkę obłędny, w dole Samotnia i Strzecha Akademicka. Nogi odczuwają już prawie 30 km, zwłaszcza stopy, bo szlak mocno kamienisty. Przed samą Śnieżką wchodzimy na autostradę dla turystów, którzy na najwyższy szczyt Karkonoszy wjeżdżają wyciągiem z Karpacza i ostatni kawałek pokonują pieszo. Są pary, dzieci, psy, wózki, samochody i brakuje tylko ruchomych schodów. Krótka przerwa w Domu Śląskim. Toaleta, ostatnie kanapki, batony i wiśniówka po raz kolejny. Tym razem z plecaka Krzycha i mojego. Bardzo dobrze rozplanowane, bo pada pytanie skąd to się wzięło. Nie piją tylko kierowcy, bo do mety zostało jakieś 8km. Plecak na plecy i omijając Śnieżkę udajemy się wraz z zachodzącym za górami po stronie Czeskiej słońcem w kierunku zejścia na Przełęcz Okraj.
Teraz będzie najgorzej. 90 % ostatniego odcinka trasy jest w dół. Nogi opuchnięte, mniej miejsca w butach, bąble i ponad pięć godzin w nogach. Wycieczka ucichła, wszyscy są już zmęczeni, każdy chce być już na dole, wsiąść do busa i dojechać do domu. Jeszcze trochę, jeszcze kawałek. Tam gdzie jest lekko pod górę, tam idzie się lżej obolałym stopom.To jednak tylko kawałek. Kiedy przechodzimy przez stok narciarski, wiem że to koniec, że to ostatnie metry. Na parkingu czeka już bus. W niezmienionym składzie docieramy do końca zaplanowanej trasy. Prócz nowych zmarszczek od śmiechu, nowo poznanych smaków rumu czy kilku obtarć na stopach nikt nic sobie nie zrobił. 35km spuchło, pogoda dopisała, towarzystwo rewelacja, zdjęć i filmów jakieś 1 TB więc czego więcej chcieć. Dziękuję Wszystkim razem i każdemu z osobna za wspaniale spędzony dzień. Nie skłamię jeśli powiem, że życzymy sobie więcej takich wypadów.
Jako podsumowanie kilka zdjęć i film
To pierwszy mój film, więc od razu sorki za jakość i inne niedogodności w czasie oglądania, obiecuję się poprawić. Film w dużej rozdzielczości mam do zgrania na pendriva a jak ogarnę jutuba to może jeszcze tutaj
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz