poniedziałek, 17 listopada 2014

Biegowa zaraza czyli przebieg choroby i plan leczenia na rok następny.







           Bieganie to straszna zaraza. Dopadła już wielu moich znajomych. Najlepsze jest to, że objawy szybko można zauważyć u siebie, ale ciężko jest coś na to zaradzić. Ci, którzy są zarażeni dłużej, twierdzą, że jedynym wyjściem z tej sytuacji jest biegać coraz więcej. Żeby łatwiej było znieść objawy zarazy, warto mieć lekarstwo. Najlepiej jakieś dobrze dobrane buty, i ciuchy. Tak, te rzeczy sprawiają, że przebieg tej choroby jest przyjemniejszy. Po jakimś czasie niektórzy twierdzą, że się wyleczyli. Nic bardziej mylnego. Brak biegania jest dobry tylko z pozoru. Siedząc w domu zastanawiasz się czy by czasem nie ruszyć dupska i nie pobiegać trochę. Zżera Cię od środka, że może teraz, albo za chwilę. Jutro, tak. Jutro będę biegać. Nic z tego. Dalej zżera. Trzeba zażyć leki i po prostu pobiec. Wyjść z domu i biec. Nie ma chyba nic lepszego na to choróbsko jak zwyczajnie pobiegać. 

              
              Tak było ze mną. Zacząłem biegać kiedy wiązanie butów było słychać w całym domu. 130 kg. Oczywiście słyszałem, że może trochę masz za dużo tu i tam, ale tylko trochę. Ty duży chłop jesteś, nie możesz być chudy jak patyk. Błąd. Oczywiście wyzwiska typu tłuścioch czy grubas nie są w żadnym wypadku motywatorem, ale kłamstwa w drugą stronę są jeszcze gorsze. Na początku było kilka kółek na bieżni. W zwykłych halówkach, bez ciuchów technicznych, nic. Na żywca, bez planów, bez kombinacji. Dołączyłem dietę i pierwsze 10kg to był moment. Potem coraz ciężej i ciężej. No to jak nie szło to w piz..u i do kąta z tym bieganiem. Czegoś jednak brakowało. Przerwa i znów biegam i znów przerwa i znów biegam i tak przez ponad rok. Postępy były, ale słabe. Waga spadła co prawda do 112kg, ale to jeszcze nie było to. Końcówka roku 2013 była już mocno na biegowo. Pierwsze zawody, pierwszy półmaraton i dycha. Medale i rekordy. Endo co chwila dorzucało bonus do treningów w postaci pucharka. Zima przebiegana znośnie i nowy 2014 rok. Sporo startów. Właściwie brałem co bliżej i tyle na ile budżet pozwalał opłacać starty. GP Idol, półmaratony, maratony, dychy, górskie po asfalcie, sztafety itd. Więcej czytałem, więcej wiedziałem o planach, interwałach czy podbiegach. Lepsza wydolność, szybsze bieganie. Generalnie cud miód i orzeszki. Syn biega, żona chce biegać, normalnie biegowy raj w koło mnie. Sąsiad, sąsiadka, koledzy, znajomi, bratowa, kurde, cudowny rok pod tym względem. Pod koniec roku Ultra Maraton Bieszczadzki. 53 km. Ponad dwa tysiące przewyższeń i ten wspaniały i nie powtarzalny klimat biegania w górach. Nagle okazuje się, że sięgasz po więcej, że chcesz dalej i szybciej, i jeszcze wyżej. Rzeźnik, Bieg 7 dolin czy ŁUT 150, są coraz bliżej. To co na początku wydawało się kompletnie nie osiągalne staje się całkowicie realne do zrobienia. Z kilku kółek w halówkach zrobił się ultra maraton górski.
               
 Z bieganiem jest jak w życiu. Nabierasz doświadczeń i uczysz się siebie samego.  Kiedyś nie miałem pojęcia co to Asics, dziś wiem co to Inov-8. Slang biegowy nie jest dla mnie językiem obcym, i wiem już, że moje stopy lekko supinują, że biegam ze śródstopia i najlepiej czuję się w obuwiu minimalistycznym, czyli w moich halówkach ;) Mam nadzieję, że przyszły rok będzie dla mnie tak samo dobry i pozwoli chłonąć nową wiedzę i doświadczenia biegowe. Mam wstępne plany, które w 80% będą wytyczone na szlakach górskich. Tam czuję się najlepiej. Zaczynam w Bieszczadach od maratonu. Jak się uda w losowaniu to wybieram się z Tadkiem na Rzeźnika. Jest też Sudecka setka i Festiwal Biegowy w Krynicy. Oczywiście wracam na Ultra Maraton Bieszczadzki do Cisnej ale nie odpuszczę też Biegu na Jawronik  czy Półmaratonu Sowiogórskiego. Z nowych imprez jak się uda zmieścić to półmaraton Jedlina Zdrój i Ślężański. Może też gościnne występy u sąsiadów za południową granicą ? Oby tylko zdrowie pozwoliło jak do tej pory.
                Plan na ten rok wykonany. Progres biegowy ogromny, masę nowego wartościowego złomu i poniżej setki. Żona powiedziała do mnie chudzinko, a to chyba najlepsza rekomendacja. Tak więc owszem, jestem zarażony, ale się leczę. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz